czwartek, 18 lipca 2013

"Oh baby, when you talk like that, you make a woman go mad"

Shakira - Hips don't lie
- Marc, bardzo, ale to bardzo był chciała, ale moi rodzice… powiedzą, że to nie wypada i tak dalej – mówiłam zakłopotana. Bardzo chciałam z nim zamieszkać, ale…no właśnie, ale.
- Spróbuj chociaż zapytać, może ci pozwolą po skończeniu szkoły – zaproponował Marc.
- Dobrze, zapytam ich. Tak poza tym moi rodzice chcą cię poznać. Jutro. Nie bój się, tylko cię przedstawię i pójdziemy do mnie – zapewniłam.
- Nie ma sprawy, ale obiecaj mi, że się ich zapytasz –
- Obiecuję –
Dojechaliśmy do domu.
- Słuchaj Marc, nie mogę być zbyt długo, będą się o mnie martwić – powiedziałam, ale bardzo chciałam żeby zaprzeczył.
- Ja też muszę cię przedstawić rodzicom – powiedział uśmiechając się.
Wysiedliśmy z samochodu i Marc po raz pierwszy odkąd byliśmy razem wziął mnie za rękę. Wiedział, że się trochę denerwuję. Weszliśmy do domu, jego rodzice oglądali hiszpańską telewizję w salonie.
- Mamo, tato, chcę wam przedstawić moją dziewczynę, Justynę – w tym samym momencie wstali.
- Dobry wieczór – powiedziałam podając im rękę.
- Dobry wieczór, kochanie – odpowiedziała mama Marca.
- To my pójdziemy na górę – powiedział Marc wciąż trzymając mnie za rękę.
Szliśmy po schodach gdy usłyszałam gdy jego mama mówiła do taty:
- Ale oni są słodcy –
Marc popatrzył na mnie trochę zakłopotany. Ja się po prostu uśmiechnęłam.
Weszliśmy do pokoju. Marc powiedział żebym usiadła na jego łóżku i poczekała a on poszedł do garderoby. Wyszedł z bukietem róż i małą torebką na prezenty.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie – powiedział podchodząc do mnie.
Wstałam i go przytuliłam. Byłam taka szczęśliwa, nagle wypaliłam:
- Fakt, że jesteś moim chłopakiem, jest już wystarczającym prezentem –
Zaśmiał się.
- Otwórz – powiedział podając mi torebkę z prezentem.
- Och, Marc. Nie musiałeś – w torebce był złoty pierścionek z małym diamencikiem.
- Musiałem, musiałem – powiedział po czym mnie pocałował. Odłożyłam prezenty na łóżko i objęłam go. Staliśmy i namiętnie się całowaliśmy. Za każdym razem gdy to robiliśmy miałam motylki w brzuchu, uwielbiałam to!
- Wyślij smsa rodzicom, że zostajesz na noc – szepnął mi do ucha głosem jakiego jeszcze nie znałam.
Zrobiłam to bez wahania, wiadomość brzmiała „zostaję u Marca na noc, nie martwcie się o mnie”.
Przenieśliśmy się na łóżko, Marc leżał na mnie i zaczął całować mnie po szyi. Wystraszyłam się trochę, nie byłam gotowa na pierwszy raz. Wierzyłam, że Marc mnie nie skrzywdzi. Zdjął podkoszulek, po raz pierwszy zobaczyłam jego nagą klatkę piersiową i muszę przyznać, że była bardzo seksowna. Idealnie wyrzeźbiony „kaloryfer” był niesamowity. Wiedziałam, że sprawy zaszły za daleko, szepnęłam mu do ucha:
- Nie jestem gotowa –
- Ja wcale nie chcę tego robić – zapewnił mnie Marc.
***
Obudziłem się będąc w samej bieliźnie, ona też była prawie naga. Spała na boku a ja obejmowałem ją w talii. Nie zrobiliśmy tego, uszanowałem jej zdanie, jednak skłamałem, że nie chciałem tego zrobić. O to mi właśnie chodziło. Chciałem, aby poczuła się jeszcze bardziej wyjątkowa, ale skoro nie była na to gotowa postanowiłem poczekać.
Wstałem delikatnie z łóżka, aby jej nie obudzić, tak słodko wyglądała gdy spała. Dookoła były porozrzucane nasze ubrania, więc je pozbierałem gdyby niespodziewanie weszła moja matka. Poszedłem do łazienki i popatrzyłem w lustro. Poprawiając włosy zauważyłem różową plamkę na szyi. Malinka. Zrobiła mi malinkę. Zacząłem się śmiać, bo nawet nie wiedziałem kiedy to się stało. Spryskałem się wodą toaletową i odświeżyłem oddech, bo wiedziałem, że będziemy się całować.
Gdy wyszedłem z łazienki ona nie spała. Patrzyła się tylko na mój nagi tors. Uśmiechnąłem się tylko i zagadałem:
- Zrobiłaś mi malinkę, kochanie –
Całkiem się zmieszała, nie wiedziała czy to dobrze czy źle. Mi to osobiście nie przeszkadzało, miałem prawie 20 lat, nie pierwszy raz dziewczyna zrobiła mi malinkę.
- Marc – zaczęła, ale ja jej od razu przerwałem wślizgując się pod kołdrę:
- Mi to wcale nie przeszkadza – powiedziałem po czym przytuliłem ją do siebie.
- To dobrze, w ogóle nie pamiętam kiedy ci to zrobiłam. Marc, czy my… no wiesz – zapytała trochę zakłopotana.
- Hej, powiedziałaś, że nie chcesz, więc tego nie zrobiłem – dotknąłem jej podbródka i popatrzyłem w szare oczy.
- Dziękuję –
- Czas wstawać, już jedenasta a coś słyszałem, że mamy odwiedzić twoich rodziców – powiedziałem.
- Już jedenasta?! Moi rodzice się pewnie o mnie martwią – wstała i zaczęła się ubierać – na co czekasz? – zapytała widząc, że wciąż leżę w łóżku.
- Idę, idę. Zjesz śniadanie? – zapytałem.
- Zjem, ale mam nadzieję, że nie twoja mama nie będzie się za bardzo wtrącać dlaczego zostałam – powiedziała trochę zakłopotana.
- Spokojnie, też chcę tego uniknąć – pomyślałem, że powiem moim rodzicom po hiszpańsku żeby nas nie zadręczali pytaniami.
Zeszliśmy na śniadanie, rodzice się trochę zdziwili, że tak późno wstaliśmy. Na szczęście nie byli tacy jak starzy Justyny. Mogłem robić co chciałem. Dali mi nawet samochód.
Po śniadaniu pojechaliśmy do rodziców Justyny. Po raz pierwszy miałem stracha przed spotkaniem z rodzicami mojej dziewczyny.

***

Dojechaliśmy na miejsce. Próbowałam wymyśleć jakąś historyjkę dlaczego musiałam zostać na noc, miałam nadzieję, że Marc ich oczaruje i nie będą o to pytać. Modliłam się żeby Kuby nie było w domu, była niedziela, znając życie wyszedł z kolegami na miasto.
Marc znów trzymał mnie za rękę. Weszliśmy do domu, rodzice siedzieli w kuchni pijąc kawę.
- Mamo, tato – zaczęłam mówiąc do nich po raz pierwszy po angielsku – chciałam wam przedstawić mojego chłopaka, Marca – postanowiłam, że nie będę robić większych wstępów tylko będę walić prosto z mostu.
Wstali, aby się przywitać. Podali sobie nawzajem ręce.
- Dzień dobry – powiedział Marc uśmiechając się tak, że moja matka była zakochana w nim.
- Dzień dobry, skarbie. Chodzisz z Justynką do szkoły? –
- Mamo… - popatrzyłam na nią z wyrzutem.
- Nie, nie chodzę do szkoły –
- Studiujesz? – zapytała matka jeszcze bardziej rozradowana.
- Jestem piłkarzem Chelsea, do tej pory tylko raz zagrałem w pierwszym składzie –
Moją matkę zatkało. Mój tata się oczywiście ucieszył, bo uwielbiał piłkę nożną, mama niekoniecznie. Stale się denerwowała gdy razem z tatą oglądaliśmy mecze.
- To my pójdziemy do mojego pokoju – spróbowałam przerwać trwającą ciszę.
Kamień spadł mi z serca, bo żadne z nich nie pomyślało, żeby mnie spytać o tą noc.
Wyszliśmy po schodach i weszliśmy do mojego pokoju. Od razu zamknęłam drzwi. W porównaniu z pokojem Marca, mój był całkiem zwyczajny. Znajdowały się w nim tylko łóżko, kilka szafek i półek, biurko z krzesłem oraz sofa a przed nią mały telewizor. W pokoju były drzwi prowadzące do mojej garderoby.
- Chyba twoja mama mnie polubiła – powiedział z ironią Marc obejmując mnie w talii.
- Nie przejmuj się. Ona nie sprawi, że przestanę cię kochać – po raz pierwszy wyznałam mu miłość prosto w oczy. A on? Oczywiście mnie pocałował. Robił to w każdej chwili. Wiedział, że to uwielbiałam.
- Chodźmy na spacer. Cały czas siedzimy w domu – zaproponował.
- Czemu nie? – podobał mi się ten pomysł.
Zeszliśmy na dół. Powiedziałam matce po polsku, że idę z Marciem się przejść.
- Tylko przyjdź w miarę wcześnie, bo jutro jest szkoła! – zrzędziła jak zwykle moja matka.
- Dobrze, mamo –
Postanowiliśmy iść w stronę parku. Dzień był słoneczny, ale było chłodno. Spacer był bardzo romantyczny. Chodziliśmy wolno trzymając się za rękę gadając o wszystkim i o niczym. Marc mnie rozśmieszał i całował na przemian. Usiedliśmy na ławce w parku, wokół nas było wiele przytulających się par. My z Marciem rozkoszowaliśmy się tą chwilą, chciałam aby trwała wiecznie.
Gdy wróciłam do domu była ósma wieczorem. Głowę miałam w chmurach i nawet nie usłyszałam wołania mojej mamy.
- Justyno! Obudź się wreszcie! – powiedziała stojąc przede mną moja matka.
Nagle przypomniałam sobie, że miałam się jej spytać o mieszkanie z Marciem.
- Nie mówiłaś, że on jest piłkarzem – oznajmiła moja matka.
- Nie było okazji. Mamo muszę cię o coś spytać –
- Marc jest bardzo przystojny i czarujący, ale pamiętaj, za miesiąc masz maturę! – ona w ogóle mnie nie słuchała.
- Mamo! – krzyknęłam i wreszcie przestała paplać – Mogę zamieszkać z Marciem? Jego rodzice wyjeżdżają na stałe do Hiszpanii i…
- CZYŚ TY ZGŁUPIAŁA?! Nie jesteście nawet zaręczeni a ty, jak już wspomniałam, za miesiąc masz maturę! – zrobiła wielką awanturę.
- Nie jesteśmy w naszym małym miasteczku w Polsce gdzie wszyscy znają wszystkich! Tutaj ludzie żyją ze sobą bez ślubu przez wiele wiele lat i to starsi ludzie. Wiesz, że nie zrobię nic głupiego, nie zajdę nagle w ciążę, bo jestem rozsądna a i Marc nigdy mnie nie wrobi w dziecko. Mamo, my się po prostu kochamy. Wiem, że jesteśmy ze sobą może trochę za krótko…
- Po maturze – przerwała mi nagle.
- Czyli się zgadzasz? – wolałam się upewnić.
- Tak, ale jak zdasz maturę – myślałam, że zaraz eksploduję ze szczęścia! Wiedziałam, że dla mojej mamy ta matura to podwójny stres, bo Kuba też zdawał maturę, ponieważ chodził od klasy z takim profilem, który wymagał czterech a nie trzech lat nauki. Ojca nie musiałam przekonywać. On zawsze chciał dla mnie jak najlepiej.

Jeden z najlepszych dni mojego życia.
_______________________________________

Bardzo Was proszę, po przeczytaniu nie pomyślcie sobie, że jestem jakaś zboczona. Po prostu chciałam rozwinąć ich "romans". Czekam na komentarze :)

niedziela, 14 lipca 2013

"Love me today don't leave me tomorrow"

Maroon 5 - Love Somebody
- Wszystkiego najlepszego! – krzyknęła cała rodzina gdy zeszłam na śniadanie.
Moje osiemnaste urodziny. Nie mogłam w to uwierzyć, że jestem już dorosła, za miesiąc będę zdawać maturę a za pół roku zacznę studia. To wszystko działo się tak szybko.
- Rozpakuj prezenty! – krzyknęła mama podając mi trzy torby z prezentami.
Zaczęłam od pierwszej torby – prezent od mamy. Byłam podekscytowana, ponieważ moja mama zawsze wiedziała co mi kupić. Serce biło mi jak oszalałe, otworzyłam. Nowy telefon – smartfon! Do tej pory musiałam się męczyć moim trzyletnim Samsungiem z klawiaturą qwerty, która mi się psuła. Następna torba, od taty. Trochę się wystraszyłam jeżeli kupował sam, jeżeli pomagała mu mama mogłam być spokojna. Otworzyłam – conversy! Byłam pewna, że to moja mama kupowała. O takich marzyłam jeszcze w Polsce. Tutaj każdy je miał, oprócz mnie. Wreszcie mam je i ja! Ostatnia torba, od Kuby. Spodziewałam się co mi kupi – była to koszulka meczowa zawodnika Chelsea. Z tyłu było nazwisko „Juan Mata”. Była to autentyczna koszulka ze sklepu Chelsea Store.
- Dziękuję wam wszystkim! – powiedziałam ściskając każdego po kolei.
Usiadłam do śniadania i zaczęłam jeść jajecznicę. Nagle mama rzuciła:
- Skarbie, kiedy przedstawisz nam swojego chłopaka? –
Nastała cisza, trzy pary oczu patrzyły się na mnie i wyczekiwały odpowiedzi.
- Mamo, przecież go znasz. Kuba ci go przedstawiał – próbowałam się jakoś wymigać.
- Tak, ale nie jako twojego chłopaka – mówiła powoli, jakby się bała, że nie zrozumiem – Od dwóch tygodni ty chodzisz do niego, a powinno być na odwrót. Jak to wygląda żeby dziewczyna chodziła do chłopaka? To on powinien się starać. Ma przyjść tutaj jutro – przybrała rozkazujący ton.
- On się stara, przecież wiesz, że codziennie to on mnie przywozi i odwozi. Nie przesadzaj mamo – powiedziałam po czym mama popatrzyła się na mnie surowo – Eh, no dobrze, powiem mu żeby jutro przyszedł.
- Dziękuję –
- Tylko błagam, nie wypytujcie go o rodzinę, przyszłość, przeszłość i tak dalej. Przedstawię wam go tylko i pójdę z nim do pokoju – uprzedziłam ich na wszelki wypadek.
Mama kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
Po śniadaniu nie miałam co ze sobą zrobić. Do meczu pozostało trzy godziny. Czułam się jak dwa tygodnie temu, przed derbami Londynu. Dziś jest inaczej, nie wiedziałam co mnie czeka. Marc kazał mi zejść do barierki, gdy strzeli bramkę. Wiedziałam co chce zrobić. Chce mnie pocałować. Świetnie, moje zdjęcia będą zaśmiecały mi tablicę na Tumblr.
Postanowiłam znów się jakoś ładnie wymalować. Szło mi trochę gorzej, bo ręce mi się trzęsły z podekscytowania, ale wyglądałam jako tako. Musiałam się też ładnie ubrać ubrać. Nie chciałam się zbyt stroić, więc postawiłam na sportowy wygląd – jasne rurki, koszulka z motywem angielskiej flagi, dres, moje nowe conversy i szalik Chelsea. Włosy rozpuściłam i wyprostowałam, miałam nadzieję, że nagle nie spadnie deszcz. Było słonecznie, ale w Londynie nic nie wiadomo.
Nadeszła 15:00. Wyszłam z domu, aby nie spóźnić się na autobus. Dzisiaj musiałam przemieścić się na własną rękę, bo Marc miał już tam być.
Dotarłam na miejsce, na Stamford Bridge. Ten stadion zawsze mnie urzekał, był niesamowity. Kiedy usiadłam na miejscu zawodnicy już byli na murawie. Marc patrzył się w moją stronę szukając mnie wzrokiem. Jego uśmiech oznaczał, że mnie zauważył. Mecz się zaczął. Marc był napastnikiem. Większość zawodników to byli rezerwowi i ze szkółki. Na bramce jedynie stał Petr Cech i w pomocy był Oscar. 24 minuta. Marc zbliżał się do pola karnego z piłką. Z łatwością pokonał dwóch obrońców, został tylko bramkarz. Marc się nie zawahał, strzelił w samo okienko. Cały stadion zawrzał, wszyscy krzyczeli a spiker mówił przez mikrofon „24 minuta, gol Marca Bartry!”. Biegł w moją stronę, przypomniałam sobie, że miałam zejść do barierki, zbiegłam po schodkach i czekałam na niego. Podbiegł, przytulił mnie i pocałował. Tak jak przypuszczałam. Czułam, że był bardzo podekscytowany, udało mu się.
- Czekaj na mnie w tunelu po meczu – powiedział próbując przekrzyczeć wiwaty kibiców.
Pobiegł grać dalej. To stało się tak szybko, byłam jak zaklęta, nie wiedziałam co dzieję się dookoła mnie, nie zauważyłam nawet jak wróciłam na swoje miejsce. Byłam taka szczęśliwa. Jeszcze trzy miesiące temu marzyłam aby być chociaż na meczu a dziś miałam chłopaka, który był zawodnikiem ukochanego klubu. Nie mogłam się skupić na dalszej części meczu. Gdy sędzia odgwizdał koniec spotkania wynik na tablicy ukazywał 1:0. Strzelił tylko Marc. Zeszłam do tunelu ubierając przepustkę. Dziennikarze przeprowadzali krótki wywiad pomeczowy. Usłyszałam tylko jak jeden z nich zapytał o mnie. Marc odpowiedział:
- Ten gol był dla mojej dziewczyny, która obchodzi dzisiaj swoje osiemnaste urodziny –
Poczułam się trochę zakłopotana. Inna dziewczyna cieszyłaby się, a nawet weszłaby w kadr, ale ja byłam nieśmiała. Nie lubiłam tego typu zachowania.
Dziennikarze skończyli a Marc do mnie podszedł.
- Poczekaj na mnie, postaram się przebrać jak najszybciej – powiedział.
- Nie spiesz się, poczekam – zapewniłam go.
- O nie, to twój dzień. Zaraz jak się przebiorę jedziemy do mnie. Mam coś dla ciebie – uśmiechnął się tak czarująco, że nic nie mogłam z siebie wydusić. Zawsze mnie tym uwodził.
Po dwudziestu minutach czekania, Marc wyszedł z szatni z dwoma kumplami. Rozpoznałam ich od razu – wyższy, krótko obcięty to był Thorgan Hazard, brat Edena. Niższy, o ciemnej karnacji i dredach do ramion to był Nathan Ake, który wielokrotnie występował w pierwszej drużynie. Za nimi wybiegł Lucas Piazon krzycząc „hej, zaczekajcie na mnie!”. Uśmiechnęłam się sama do siebie, ponieważ jeszcze w Polsce podobał mi się Lucas, wręcz byłam zauroczona jego urodą.
- Słuchajcie, to jest Justyna, moja dziewczyna – przedstawił mnie Marc.
- Jestem Lucas, chyba nie jesteś z Anglii. Jesteś za ładna na Angielkę – powiedział żartobliwie. Czułam, że się rumienię.
- Nie, nie jestem – odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy – pochodzę z Polski.
- Jestem Nathan, ale mów mi Nate. Kraj Lewandowskiego, czyż nie? – również zażartował.
- Tak, tak – wciąż się uśmiechałam.
- Jestem Thor – podał mi rękę młodszy brat Edena, po czym dodał półgłosem – wiesz, gdyby Marc cię zostawił albo ty jego, wiedz że jestem jeszcze ja –
- Nie zapędzaj się – ostrzegł go Marc i mnie objął.
- Dobra, chłopaki! To gdzie idziemy? Jakaś imprezka? – zapytał Nate.
- Ja się zmywam z Justyną do domu – powiedział szybko Marc.
- Na razie! – powiedziałam na pożegnanie.
- Cześć! – odpowiedziała cała trójka.
Wyszliśmy ze stadionu i wsiedliśmy do samochodu Marca. Ruszyliśmy w stronę dzielnicy gdzie mieszkał Marc.
- Moi rodzice wyjeżdżają na stałe do Hiszpanii – oświadczył ni stąd ni zowąd Marc – zostaję sam z Cinthią w Londynie i myślałem, że skoro za miesiąc kończysz szkołę i jesteś już pełnoletnia, może zamieszkałabyś ze mną? –
Marc był mistrzem w zwrotach akcji.

czwartek, 11 lipca 2013

"...powiedz tylko, że chcesz, będę Twój"

Dawid Podsiadło - Trójkąty i kwadraty
„Będę na ciebie czekał o 7:45 pod twoim domem. Dobranoc” tak brzmiał sms od Marca. Co do rodziców, nie byli zbyt źli, wydarli się tylko na mnie, że nie powiedziałam im, że będę w domu Marca. W sumie rozumiem ich, martwią się o mnie.
Rano po raz pierwszy odkąd przyjechałam do Anglii postanowiłam się mocniej umalować. Wcześniej używałam tylko pudru, aby zakryć moje niedoskonałości na twarzy. Stanęłam przed lustrem i próbowałam jakoś ładnie wymalować sobie rzęsy oraz nałożyć cień na oczach. Wyszło całkiem okey.
Gdy wyszłam z domu, samochód Marca już na mnie czekał. Weszłam do czarnego BMW.
- Cześć kochanie, pięknie wyglądasz – pocałował mnie na dzień dobry tak niesamowicie jak ostatniego wieczoru i powiedział mi komplement. Ideał.
- Cześć – odpowiedziałam, nie jestem tak kreatywna jak Marc.
- Dzisiaj mam trening, więc przyjadę tylko po ciebie do szkoły i odwiozę cię do domu – powiedział.
- Nie musisz po mnie przyjeżdżać, mogę się przejść, na prawdę – odpowiedziałam.
- Jesteś moją dziewczyną, muszę się tobą pochwalić – powiedział i uśmiechnął się tak uroczo, że nie musiał mnie już przekonywać.
Dotarliśmy do szkoły. Jako pierwszą lekcję miałam chemię, czyli znów siedzenie w podwójnej ławce. Na tej lekcji nie siedziałam z Amy, siedziałam sama co oznaczało, że będę skazana na Łukasza. Po dzwonku jednak zdziwiłam się, że nie usiadł obok mnie, przeszedł się do Victorii, która powinna siedzieć z Andym, ale on nigdy nie przychodzi do szkoły. Ucieszyłam się, że nie muszę znosić wyznań miłosnych Łukasza. Zdziwiłam się również, że na przerwach i na lunchu do mnie nie podszedł. Unikał mnie. Nie dawało mi to spokoju, więc złapałam go na przerwie przed ostatnią lekcją i zapytałam wprost:
- Dlaczego mnie unikasz? –
- Nie wiem o co ci chodzi – powiedział i próbował dyskretnie odejść.
- Wiem, że byłeś na treningu szkółki Chelsea –
Tu go miałam. Już nie próbował uciec, stał tylko i patrzył się na mnie, jakby nie do końca przyjął do wiadomości, że wiem o jego tajemnicy.
- Nie przyjechałeś tu dla mnie, przyjechałeś do szkółki, to dlatego mnie unikasz. Widziałeś wczoraj Marca pod szkołą, a on widział cię na treningu –
- Chodź – pociągnął mnie w ustronne miejsce, czyli pod historyczną klasę gdzie akurat nikt nie miał lekcji – Tak, przyjechałem do szkółki, ale to nie oznacza, że mi na tobie nie zależy –
- Wiesz, że nie masz szans – powiedziałam.
- Szanse są zawsze, tylko trzeba wierzyć – powiedział i odszedł.
Zadzwonił dzwonek na lekcję – język angielski. Nienawidziłam nauczycielki uczącej tego przedmiotu. Wcześniej wspominałam, że nie wszystkim nauczycielom podoba się mój akcent. Pani Light była jedną z nich. Zawsze sarkastycznie odpowiadała gdy się przejęzyczyłam, lub zapomniałam słówka. Dzisiejsza lekcja była do przejścia, na szczęście nie czepiała się mnie. Tym razem przerzuciła się na Łukasza, którego akcent był 100 razy gorszy.
Po lekcjach zauważyłam przed wyjściem grupkę dziewczyn z mojej klasy.
- Co jest grane? – zapytałam najbliżej stojącą mnie dziewczynę, czyli Sindy.
- Tam stoi Marc Bartra z młodzieżówki Chelsea. Angie właśnie poszła do niego zarywać –
CO?! Popatrzyłam tam gdzie wczoraj zaparkował swój samochód Marc. Faktycznie, zmierzała w jego stronę Angie. Myślałam szybko co robić, Marc bawił się swoim telefonem postanowiłam wysłać mu sms „W twoją stronę idzie laska, która chce cię poderwać, podejdę do ciebie i pocałuje a ty nie przerywaj puki nie skończę, nie patrz się w moją stronę” nagle sobie coś przypomniałam „przywitaj mnie tak jak rano”.
- Ale przecież on ma dziewczynę – powiedziałam do Angie, cała grupka się na mnie popatrzyła.
- Kogo? – zapytała Mindy.
- Mnie – odpowiedziałam stanowczo.
Wszystkie zaczęły się śmiać. Ja je po prostu zignorowałam i ruszyłam w stronę czarnego BMW. Angie już podawała kartkę z numerem Marcowi. Byłam całkiem blisko. Marc mnie zauważył.
- Cześć kochanie – powiedział i pocałował mnie tak jak mu napisałam. Przerwałam po około 30 sekundach żeby wszystkie dobrze przyjęły to do wiadomości, że nie warto się ze mnie śmiać. Czekałam całe dwa miesiące aby wszystkie dziewczyny zrobiły taką minę jak teraz. Zamurowało je a Angie stała z otwartą buzią „trawiąc” wiadomość, że ten oto przystojniak jest już zajęty.
Weszłam do samochodu a kiedy Marc otwierał drzwi Angie zapytała z odrobiną nadziei:
- Zadzwonisz do mnie? –
- Eeee… raczej nie – spławił ją Marc.
Przygryzałam dolną wargę z nutką samozadowolenia. Gdy Marc odpalał silnik uśmiechał się sam do siebie.
- Niezła jesteś, te laski musiały ci zajść za skórę –
- Śmiały się gdy powiedziałam im, że jesteś zajęty – wytłumaczyłam.
- Wyczuwam tu zazdrość – popatrzył się na mnie wciąż uśmiechając.
- Nie! – zaprotestowałam – Byłam wkurzona, że nie chcą mi uwierzyć.
- Oczywiście – odpowiedział z ironią.
Może faktycznie? Może byłam zazdrosna. Gdybym nie była, stałabym i patrzyła jak Marc ją spławia i w dodatku bym się śmiała z Angie. Nie chciałam już o tym myśleć.
- Rozmawiałam z Łukaszem – zmieniłam temat – przyznał się, że przyjechał dlatego, że załapał się do młodzieżówki.
- Mówiłem ci, nie był z tobą do końca szczery. Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć –
Trochę się bałam, po ostatnich wiadomościach. Popatrzyłam na niego pytająco.
- W piątek wystąpię w pierwszym składzie, w pucharze Anglii, tutaj jest bilet – podał mi po czym dodał – i wejściówka do tunelu. Będziesz mogła przed meczem i po meczu być ze mną w tunelu.
- O mój Boże! – krzyknęłam wciąż nie dowierzając.
- Wiesz, może nie będzie takich sław jak Juan Mata czy Eden Hazard bo oni muszą odpocząć po ostatnich meczach i nawet nie będą na ławce rezerwowych, ale będzie kilku z młodzieżówki i rezerwowych –
- Żartujesz, to, że mam bilet już jest spełnieniem moich marzeń a co dopiero wejście do tunelu –
Byliśmy już pod domem miałam wychodzić ale Marc mnie zatrzymał.
- To miejsce jest zaraz za ławką rezerwowych, ale dobrze widać z tego miejsca. Jeżeli strzelę bramkę, proszę zejdź do barierek – powiedział trochę tajemniczo.
- Nie chcę nic więcej wiedzieć – odpowiedziałam podekscytowana.
- Pa myszko – powoli przyzwyczajałam się, ze nie mówił do mnie po imieniu – będę na ciebie czekał jak dziś, o 7:45 –
- Pa Marc – tym razem ja pierwsza go pocałowałam, nie spodziewał się tego.
Weszłam do domu, czekał już na mnie obiad. Zjadłam i poszłam do swojego pokoju, aby popatrzeć co nowego na mojej tablicy na Tumblr. Zobaczyłam wiele zdjęć Marca, pewnie już były podane składy. Przewijałam kolejne obrazki i zobaczyłam swoje zdjęcie. Podpis „Justyna, Marc Bartra’s girlfriend” a w tagach „wag”, „chelsea wags”. Zaczęłam się śmiać sama do siebie. Dobrze, że nie podali nazwiska. Ale skąd wiedzieli, że jestem jego dziewczyną? Nagle mnie olśniło. Marc miał swojego prywatnego twittera gdzie w jednym poście napisał „I love you, Justyna”. W obserwowanych miał tylko jedną Justynę – mnie.

Z dnia na dzień stałam się nową WAG. Nie chciałam dalej przeglądać tablicy, wiedziałam jak okrutne i chamskie mogą być niektóre dziewczyny, którym podoba się dany piłkarz. Włączyłam głośno płytę Systemu, przełączyłam na piosenkę "Lonely day", która zawsze będzie mi się kojarzyła z Marciem i położyłam się na łóżku.

wtorek, 9 lipca 2013

"And If you go, I wanna go with you, and If you die, I wanna die with you"

System of a Down - Lonely day
Wjechaliśmy do dzielnicy wielkich will. Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Próbowałam jakoś "przetrawić" informację o tym, że mój chłopak jest dobrze zapowiadającym się młodym talentem. Nagle zdałam sobie sprawę, że moje marzenia się spełniają. Jeszcze w Polsce, gdy miałam 14 lat, w internecie oglądałam zdjęcia sławnych żon i dziewczyn piłkarzy, tzw. WAGs. Zazdrościłam im. Teraz cieszyłam się, że będę jedną z nich. Mój entuzjazm wkrótce miał zostać zgaszony.
Wjechaliśmy na posesję Marca. Pierwsze co rzucało się w oczy nie był ogromny dom, nie niesamowite harleye stojące w garażu tylko najpiękniejszy ogród jaki w życiu widziałam. Ogólnie sprawiał wrażenie parku, gdzie wszędzie wiły się niby niechlujnie, jednak z perfekcją "wydeptane" ścieżki, które prowadziły to do drewnianej huśtawki, to do altany lub do oczka wodnego z mostkiem. Wysokie drzewa sprawiały wrażenie jakby się było w lesie. Dookoła były przeróżnych rodzajów kwiaty.
- Przywiozłeś mnie tu żeby się pochwalić i zrobić na mnie wrażenie? Udało ci się - zażartowałam.
- Dzieło mojej mamy - odezwał się nagle Marc - bardzo jej się nudzi odkąd przyjechaliśmy z Hiszpanii. Przyjechaliśmy tutaj, bo spodziewam się jakie pytania chciałabyś mi zadać.
Patrząc na tą wielką willę, na wspaniały ogród i na zawartość garażu nasuwało mi się tylko jedno pytanie:
- Gdzie pracują twoi rodzice?- 
- Matka nie pracuje. Ojciec ma kilka firm w Hiszpanii. Dlatego wyjechali, żeby załatwić tam kilka spraw. Tutaj, w Anglii ma tylko dwie.
- Nieźle -
Weszliśmy do środka i pomyślałam, że to już przesada. Na wprost wejścia znajdował się ogromny, urządzony bardzo luksusowo salon, a zamiast ściany było jedno wielkie okno. Po prawej stronie od wejścia były drzwi, nie do końca wiedziałam gdzie prowadzą.
- Dowiesz się w swoim czasie - uprzedził moje pytanie Marc.
"Okey" myślę. Na lewo przez ramę, zamiast drzwi wchodziło się do kuchni a zaraz za nią znajdowała się jadalnia. Wszędzie było bardzo dużo wolnej przestrzeni, zupełnie jak w moim domu. Poza jednym szczegółem - mój dom nie był mega wypasioną willą. 
Usiedliśmy na luksusowej białej sofie.
- Zróbmy tak, raz ja pytam, raz ty, zaczynaj – powiedział.
- Okey – miałam tyle pytań w głowie, nie wiedziałam które wybrać najpierw, wreszcie – Masz rodzeństwo?
Zaśmiał się.
- Tak, siostrę Cinthię, wyszła z przyjaciółmi. Teraz ja. Kim był ten chłopak przed szkołą? –
Obawiałam się tego pytania.
- Łukasz, mój kolega z Polski – uznałam że bezpieczniej będzie jeżeli nie powiem mu całej prawdy.
Poznawaliśmy się, gadaliśmy o wspólnych zainteresowaniach, o planach, gdzie moglibyśmy razem pójść i co zrobić i tak nam minęło około trzech godzin. Na dworze było już ciemno
- Chodź do mojego pokoju – zaproponował Marc.
- Nikt po mnie nie dzwoni, więc czemu nie –
Wyszliśmy po schodach na górę. Centralnie na wprost znajdował się jego pokój. Mogłam się spodziewać, że będzie mega wypasiony. Nie pomyliłam się. Cały pokój był urządzony w kolorze białym, szarym i czarnym. W kącie była sofa i plazma oraz regał z filmami, grami na Xboxa, grami komputerowymi i albumami takich zespołów jak AC/DC, Guns N’ Roses czy Muse. Oprócz tego w pokoju znajdowało się wielkie łóżko, dla dwóch osób, biurko z laptopem, wieża stereo i półki z różnymi rzeczami, np. książkami. W pokoju znajdowały się drzwi, pewnie do garderoby lub łazienki.
Marc postanowił, że zamówimy pizzę. Wziął telefon i zamówił tą, którą wspólnie wybraliśmy. Mieliśmy czekać 20 minut. W trakcie gdy Marc rozmawiał przez telefon postanowiłam przyglądnąć się kolekcji płyt. Szczerze zazdrościłam Marcowi, miał dwie półki płyt zespołów które ja ubóstwiałam.
- Którą mam włączyć? – zapytał Marc, nawet nie zauważyłam gdy skończył zamawiać.
- Najlepiej wszystkie – uśmiechnęłam się do niego.
- No to na początek, System of a Down – Hypnotize – powiedział, jakby czytał w moich myślach. System był moim ulubionym zespołem, miałam nawet koszulkę, ale jej nie ubierałam, sama nie wiem dlaczego.
Ominęliśmy piosenki „Attack” i „Dreaming” aby przejść do „Kill rock’n’roll”.
Zaczęliśmy razem śpiewać, bardzo dobrze się razem bawiliśmy, przechodziliśmy do kolejnych piosenek aż w końcu na piosence „Stealing society” zadzwonił dzwonek do drzwi. Pizza.
Marc zszedł na dół a muzyka wciąż leciała, przyciszył ją tylko dzięki czemu słyszałam wszystko z dołu. Marc otworzył drzwi.
- Ile płacę? –
Cisza. Nagle:
- Jesteś wolny? – zapytał damski głos.
- Nie, moja dziewczyna czeka na górze – odpowiedział lekko zakłopotany.
- 5 funtów, zadzwoń – drzwi się zamknęły.
Marc powrócił na górę. Postanowiłam trochę pożartować.
- Ale ty masz wzięcie – powiedziałam. Popatrzył się na mnie uśmiechając.
- Jestem inny od Anglików, dlatego. W Hiszpanii jestem przeciętny –
Usiadł obok mnie na sofie i zaczęliśmy jeść. Skończyliśmy gdy akurat zaczynała się piękna ballada „Lonely day”. Marc przysunął się do mnie i przytulił do siebie. Nic nie mówiąc patrzyliśmy sobie głęboko w oczy aż w końcu on nachylił się i mnie pocałował. Nie było to zwykłe cmoknięcie w usta. Pocałunek trwał i trwał. Marc dotknął dłonią mojego policzka, był przy tym bardzo delikatny. Położyłam swoje ręce na jego ramionach i przyciągnęłam go bliżej, bo nie chciałam aby przestał. W końcu wciąż z delikatnością on odsunął swoje wargi od moich i mocno mnie przytulił. Nie był to pierwszy pocałunek w moim życiu. Był to pierwszy raz kiedy pocałował mnie Marc, nigdy wcześniej nie czułam takiego błogiego uczucia którego nie sposób opisać.
Przestaliśmy się przytulać, Marc znów popatrzył na mnie tymi swoimi niebieskozielonymi oczami i wyszeptał:
- Kocham cię –
- Ja ciebie też – najbanalniejsza odpowiedź jaka mi wtedy przychodziła na myśl.
Romantyczną chwilę przerwał dzwoniący telefon. Mój dzwoniący telefon. Dzwonił Kuba, odebrałam.
- Masz przyjść do domu w ciągu 5 minut bo rodzice dadzą ci szlaban do końca życia –
Popatrzyłam na zegarek. 1:00! Nawet nie wiedziałam kiedy minęło tak wiele czasu. Wyobrażam sobie rodziców, którzy nawet nie wiedzą, że jestem u Marca, myślą, że włóczę się gdzieś po mieście.
- Już jadę – po tych słowach rozłączyłam się.
- Podwiozę cię – jak zwykle Marc uprzedził moje pytanie.
- Dzięki wielkie –
Marc wiedział gdzie mieszkam, ponieważ wcześniej kilka razy przychodził do Kuby.
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Marc jechał o wiele szybciej niż przedtem. Z tej dzielnicy do mojej było około pół godziny drogi, lecz z taką szybkością spokojnie zajedziemy w 10 minut.
- Spytałem cię o tego chłopaka, bo widziałem go u nas na treningu – powiedział nagle Marc.
Co?! To by się zgadzało, bo już w Polsce Łukasz chodził na treningi rezerw Wisły Kraków. Gdyby to była prawda, że chce się tutaj załapać do klubu, oznaczałoby to, że nie przyjechał tu tylko dla mnie. Trochę mi ulżyło, ale chciałam dowiedzieć się więcej.
- W Polsce trenował się na bramkarza, ale raczej nie brał tego na serio, to było jego hobby –
- Widocznie już nie jest tylko hobbym. Faktycznie jest bramkarzem, ale nie trenował z nami, siedział na trybunach –
- Powiedz mi jak będziesz coś więcej wiedział –

Na to pokiwał głową. Byliśmy już pod domem. Jedno wiedziałam – tej nocy na pewno nie zasnę. 

piątek, 5 lipca 2013

"Funny how the heart can be deceiving, more than just a couple times"

W myślach modliłam się, żeby nie usiadł ze mną w ławce. Wiedziałam, że nie uniknę rozmowy z nim. Rozglądnęłam się po klasie gdzie jest jeszcze wolne miejsce. Mindy siedziała sama. Zaczęła się uśmiechać do Łukasza jednak on wcale nie był nią zainteresowany. Patrzył się na mnie. Podążał w moją stronę. Nie zmienił się aż tak bardzo od naszego ostatniego spotkania w Polsce. Wciąż miał te niesamowite dołeczki przy uśmiechu, które mnie zauroczyły. Jego włosy nadal były niechlujnie, jednak z pewną finezją ułożone a zielone oczy wciąż błyszczały tak jak dawniej. Zmienił jedynie styl ubierania się. Gdy byliśmy razem nie dbał o ubrania, nawet mi nie udało się tego zmienić. Dzisiaj jego ubrania były starannie dobrane. Biały t-shirt świetnie kontrastował z czarnymi rurkami i fioletowymi trampkami. Nawet plecak idealnie pasował do jego ubrania.
Usiadł obok mnie. W ułamku sekundy odwróciły się siedzące przede mną Angie i Sindy. Były to bliźniaczki, które się od siebie niczym nie różniły, nawet poza szkołą, gdzie nie obowiązywały mundurki ubierały się tak samo. Blondynki, niebieskie oczy, tapeta na twarzy.
- Cześć przystojniaku, jestem Angie, a tu mój numer telefonu, zadzwoń – żałośnie chichocząc podsunęła Łukaszowi karteczkę z numerem.
- A ja jestem Sindy i jestem wolna dziś wieczorem – również chichocząc powiedziała Sindy.
Popatrzyłam się na niego zdezorientowana.
- No nie gadaj, że podobają ci się te dwie żałosne blondyny – powiedziałam do niego po polsku. Nie miałam zamiaru męczyć się i gadać z nim po angielsku.
- Cześć, jestem Łukasz, ale możecie mnie nazywał Lukas albo coś w tym stylu, bo wiem, że możecie mieć problem z wymową – powiedział nie zwracając w ogóle na mnie uwagi.
- Wiesz, Justin – wciąż myliły moje imię – jeżeli nie chcesz siedzieć z Łukaszem ja mogę się przesiąść – powiedziała Angie.
- Ja z nim usiądę! – zaczęła wrzeszczeć Sindy.
W całym tym zamieszaniu zaczęłam się zastanawiać gdzie jest Mr Brown.
- Ona zostanie tutaj – powiedział stanowczo Łukasz. Czyli jednak nie postanowił mnie ignorować.
Obie zatkało. Patrzyły się tylko na mnie z zawiścią i zazdrością. Odwróciły się i na cały dzień Łukasz miał z nimi spokój.
- Nic nie mów, spotkamy się po szkole – wreszcie dał znak, że jest Polakiem Łukasz.
- Nawet nie zapytałeś się mnie czy mam czas –
- Musisz mieć, bo ja przyjechałem –
- Jeszcze mi powiesz, że specjalnie dla mnie –
Cisza. Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się i zaczął czarować swoimi dołeczkami. Do klasy wszedł Mr Brown. Przez resztę lekcji nie odezwaliśmy się słowem do siebie. Dopiero na przerwie na lunch Łukasz dosiadł się do mojego stolika, siedziałam z Kubą, chodził do tej samej szkoły, ale do starszej klasy. Gdy Łukasz podążał w stronę mojego stolika Kuba wypalił:
- Ten facet wygląda zupełnie jak twój były –
- Bo to jest mój były –
- No to sobie z nim pogadaj, ja nie zamierzam słuchać tych gadek-szmatek. Narka – powiedział i odszedł od stolika do swoich kumpli na końcu sali.
„Dzięki brat, będziesz coś chciał” pomyślałam.
Łukasz usiadł obok mnie. Mieliśmy 30 minut, aby opowiedzieć sobie całe dwa miesiące. Ja za bardzo nie miałam ochoty opowiadać o swoim pobycie tutaj. Nic się właściwie nie zmieniło. No poza takim małym szczegółem, że zmieniłam swój status z „wolna” na „w związku”. Za to bardzo mnie ciekawiło co działo się w tym czasie w Polsce.
- Błagam, ty mów, ja nie mam ochoty dzielić się z tobą moimi mega nudnymi dwoma miesiącami w Londynie -
- Dobra. Zacznę od początku. Po twoim wyjeździe nie mogłem się pozbierać i zaczęła mnie „pocieszać”…Anka –
Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia. Anka była moją przyjaciółką zanim poszukała sobie nowego towarzystwa. Ja i Ola kumplowałyśmy się z nią około cztery lata. Znała nasze wszystkie sekrety, jednak ona wybrała innych przyjaciół. Zaraz po tym jak przestałyśmy się kolegować zaczęła zarywać do Łukasza, chociaż wiedziała, że mi się podoba. Jednak on wybrał mnie. A teraz dowiaduję się, że zaraz po moim wyjeździe znów się za niego wzięła.
- Kontynuuj – powiedziałam spokojnie, aby nie wyczuł mojego oburzenia.
- Wiem, że to może być dla ciebie szok, bo wiem, że się nienawidzicie, ale chodziłem z nią –
- Miałeś do tego prawo, byłeś wolny, ten fakt nie mógł cię ograniczyć – powiedziałam, ale w środku zaczęłam jej nienawidzić jeszcze bardziej.
- Nie byliśmy razem długo z dwóch powodów. Pierwszy to dlatego, że cały czas chciała się ze mną całować, nie miałem chwili dla siebie. A drugi powód to – zawahał się chwilę – że nie mogłem o tobie zapomnieć –
Tu mnie złapał. Jakaś cząstka mnie cieszyła się, że wciąż mu na mnie zależy, jednak cała reszta myślała racjonalnie – „ja mam chłopaka”.
- Wiesz, że to nic nie zmieni. Nie wrócę do ciebie – powiedziałam stanowczo.
- Nawet po takim wyznaniu? – poparzył mi się prosto w oczy, miała wrażenie, że zaraz mnie pocałuje.
- To nie jest takie proste –
Zadzwonił dzwonek na lekcję, ostatnią już dzisiaj. Za godzinę miałam się spotkać z Marciem.
Po dwóch miesiącach spokoju, nagle w jednym czasie spadły na mnie takie wydarzenia. Najpierw zaczęłam chodzić z kimś kogo w ogóle nie znam a potem zjawia się mój były i oznajmia mi, że chciałby do mnie wrócić. Idealnie.
Lekcja jak lekcja, nie skupiałam się jakoś szczególnie, zwłaszcza, że był to język niemiecki i większość materiału przerobiłam jeszcze w Polsce.
Wyszłam szybko ze szkoły, żeby uniknąć spotkania z Łukaszem. Serce biło mi jak oszalałe, bo zaraz miałam się wszystkiego dowiedzieć o moim chłopaku i wszystko miało być jasne. Szłam najszybciej jak mogłam, modląc się w myślach, żeby Marc już na mnie czekał. Wyszłam na parking i zaczęłam szukać samochodu Marca gdy nagle usłyszałam za sobą głos.
- Justyna! – ktoś krzyknął. Oglądnęłam się za siebie z nadzieją, że to Marc. Pomyliłam się, to był Łukasz – Mogę cię odprowadzić? – stał obok mnie i zdałam sobie sprawę, że jest o wiele wyższy niż był przed moim wyjazdem.
Z mojej prawej strony również usłyszałam wołanie.
- Justyna! – ten głos rozpoznałam bez wahania. Był to głos Marca. Obróciłam się, szukając go wzrokiem. Był oparty o swoje czarne BMW i patrzył się na mnie pytająco. Widocznie chodziło mu o Łukasza.
- To raczej niemożliwe żebyś mnie odprowadził –
- To dlatego nie chcesz do mnie wrócić, ja nie dam za wygraną – powiedział i odszedł.
Jak dobrze, że rozmawialiśmy po polsku, nikt nie usłyszał o czym rozmawialiśmy. Marc był zdezorientowany.
- Kolega z Polski? – zapytał trochę zdenerwowany.
- Tak, ale proszę, nie pytaj o co chodziło – nie miałam ochoty opowiadać mu o całej tej sytuacji.
Wsiedliśmy do BMW. Było niesamowicie luksusowe. Siedzenia były niebiańsko wygodne, szyby przyciemniane, była klimatyzacja a w tle leciała muzyka.
- Mała zmiana planów, pojedziemy do mojego domu, rodzice wyjechali, będziemy mogli spokojnie pogadać – popatrzył się na mnie i uśmiechnął.
- Nie mam nic przeciwko, jednak jedno pytanie nie daje mi spokoju, mogę ci je zadać teraz? – zapytałam trochę niepewnie.
- Jasne –
- Gdzie chodzisz do szkoły? Myślałam, że chodzisz do klasy z Kubą, jednak nie widziałam cię na przerwach. – powiedziałam po czym nagle sobie coś przypomniałam – ile ty w ogóle masz lat? – niby banalne a ja nie wiedziałam.
- Powiem ci, ale to tajemnica, nawet Kuba o tym nie wie, obiecaj, że nikomu nie powiesz –
- Obiecuję – odpowiedziałam trochę niepewnie. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać.

- No dobra, chodzę do szkółki Chelsea. Jestem zawodowym piłkarzem. Mój transfer z Barcelony był bardzo tajny, nikt o tym nie wiedział, tylko rodzice i manager. Na razie nie grałem w pierwszym składzie – powiedział po czym dodał – mam 19 lat.
__________________________________

Bardzo przepraszam za tak długi rozdział, jednak myślę, że szybko się go czyta, więcej jest dialogów niż opisów. 

czwartek, 4 lipca 2013

"Emigrowałem z objęć Twych, nad ranem, dzień mnie wyganiał, nocą znów wracałem"

Siedziałam tak zamurowana patrząc na Marca. Na te jego niesamowite oczy. Po kilku sekundach zorientowałam się, że on czeka aż coś powiem.
- Marc, nie do końca rozumiem… - zaczęłam, jednak on nie pozwolił mi dokończyć.
- Jestem w tobie zakochany, podobasz mi się, od kilku tygodni próbowałem do ciebie zagadać, ale mi nie wychodziło i dopiero teraz odważyłem się powiedzieć ci co czuję. Co tu jest niezrozumiałe?- mówił tak szybko, że ledwo zrozumiałam każde słowo.
Czyli wszystko jasne. Marc jest we mnie zakochany. To naprawdę dziwne uczucie. Gdy mieszkałam w Polsce, miałam chłopaka, Łukasza. Jednak to nie była miłość, to było raczej zauroczenie. Byłam z nim tylko dwa miesiące. Sytuacja z Marciem jest całkiem inna. Wiedziałam, że on mówił to szczerze, widziałam to w jego oczach. Były wciąż wpatrzone we mnie i oczekujące na moją odpowiedź, a ja dalej nie wiedziałam co powiedzieć.
- To nie takie proste, ja nic o tobie nie wiem – powiedziałam wreszcie.
- Justyna, czy chciałabyś się ze mną spotykać? – zapytał, nie zwracając nawet uwagi na to co powiedziałam.
Druga połowa się rozpoczynała. Chłopaków dalej nie było a Marc nadal czekał. Tłum dookoła nas zaczął śpiewać „Blue is the colour”, czyli hymn klubu Chelsea. Wrzaski i okrzyki nie pozwoliły mi się skupić i racjonalnie pomyśleć. Na myśl przychodziła mi tylko jedna odpowiedź.
- Tak –  odpowiedziałam.
Marc z wyraźną ulgą przytulił mnie mocno to siebie. Czułam się taka bezpieczna w jego silnych ramionach. Musiał coś ćwiczyć, uprawiać jakiś sport, ale nie to było teraz ważne. Wiedziałam, że ciężko było mu się przełamać na takie wyznanie. Przez resztę meczu nie mogłam się skupić. Cały czas myślałam jak to będzie wyglądać.
* * *
Była 6:00 kiedy wstałam. Normalnie wstaję o 7:00 do szkoły, jednak tej nocy nie spałam dobrze. Ciągle myślałam o Marcu. Czasami potrafię nie spać całą noc, myśląc o rzeczy, która mnie trapi. Dzisiaj jednak udało mi się zasnąć na kilka godzin.
Umówiłam się z Marciem o 15:00, czyli po lekcjach. Miał na mnie czekać pod szkołą a potem mieliśmy pójść do kawiarni. Moja pierwsza w życiu randka. Nawet z Łukaszem nigdzie nie wychodziłam. Nie miałam żadnej koleżanki, żeby zapytać się jej o radę, jak mam się zachowywać. Przynajmniej nie w Anglii. Nagle wpadłam na pomysł, żeby pogadać na skype z moją przyjaciółką, Olą z Polski. Z Olą przyjaźnię się właściwie od dziecka. Do dziś pamiętam nasze wspólne zabawy. Bardzo ciężko było nam się rozstać. Na szczęście była dostępna. Połączyłam się z nią.
- No proszę, kogo my tu mamy o 7:00 – powiedziała na powitanie Ola, wyraźnie ucieszona, że o niej pamiętałam. Była w pidżamie (w Polsce czas jest +1 godzina).
- No hej, w życiu nie uwierzysz co się stało – zaczęłam, żeby wzbudzić jej ciekawość.
- Poznałaś angielskie mega ciacho i masz zamiar oddać go przyjaciółce z Polski? –
- Prawie. Poznałam hiszpańskie mega ciacho i mam zamiar zatrzymać go dla siebie –
- Byłam blisko. No proszę, dwa miesiące na wyspach i już się zaczęło – dodała żartobliwie i zapytała - Co w związku z tym? –
Opowiedziałam Oli całą wczorajszą sytuację. Po chwili zastanowienia powiedziała:
- Nie przejmuj się, że go nie znasz. Na pewno dzisiaj się wszystko wyjaśni. A jak się nie wyjaśni to możesz z nim zerwać i zostawić go mnie!  – odpowiedziała, widocznie miała dobry humor z rana.
- Trochę się boję. Słuchaj, muszę kończyć, bo spóźnię się na autobus do szkoły. A tak poza tym to ty nie idziesz do szkoły? – zapytałam, ponieważ dziwne mi się wydało, że o tej porze jest na skype.
- Małe wagary, odezwij się jeszcze –
- Nie zapomnę –
Zakończyłam rozmowę. W pośpiechu zjadłam śniadanie, strasznie się zagadałam z Olą, ledwo zdążyłam na autobus.
Bardzo nie lubiłam mojej szkoły, przede wszystkim dlatego, że z nikim jakoś szczególnie nie kolegowałam się. Drugi powód to to, że kilka nauczycieli nie lubi mojego akcentu i dlatego mam obniżone oceny. Trzecim powodem jest to, że każdy się na mnie dziwnie patrzy. Na lekcji, na przerwie, po lekcjach, ZAWSZE. W szkole jestem właściwie jedyną uczennicą z Polski. Reszta to Anglicy. Jest tu może pare Francuzów czy Niemców, ale nie ma żadnego Polaka. Z tego powodu również czuję się osamotniona.
Jako pierwszą lekcję miałam biologię. Normalnie w klasie mamy pojedyncze ławki, i całe szczęście, bo nie umiałabym się dogadać z kimkolwiek z mojej klasy. W klasie biologicznej i chemicznej ławki były podwójne. Byłam zmuszona do siedzenia z Amy, klasowym kujonem. Na szczęście z nią nie musiałam rozmawiać, ponieważ ona była zainteresowana lekcją a podczas doświadczeń ona wszystko za mnie robiła. Wyglądu Amy chyba nie muszę opisywać. Typowa angielska dziewczyna. Jedyne co ją wyróżniało od innych to aparat na zębach, którego czasami zapominała wyczyścić.
Dzisiejszego dnia, gdy weszłam do klasy, Amy nie było. To dziwne, ponieważ miała stuprocentową frekwencję. Postanowiłam nie zastanawiać się dlaczego jej nie ma tylko cieszyć, że nie będę musiała oglądać jej niewyczyszczonego aparatu.
Usiadłam w ławce. Do klasy nie wszedł Mr Brown, nasz nauczyciel biologii, tylko dyrektor z jakimś chłopakiem, który został w drzwiach. Myślę „kolejny uczeń, którego wywalili z poprzedniej szkoły”. W naszej klasie było już dwóch takich uczniów. Andy – nigdy nie przychodził na lekcje, nauczyciele z góry wpisywali mu nieobecność, bo wiedzieli, że nie przyjdzie. Właściwie to nie wiem jak on wygląda. Odkąd przyjechałam znam go tylko z opowieści innych. Dave – w miarę stara się żeby go nie wyrzucili, ale ciężko mu to idzie, bo ciągle pyskuje nauczycielom.
Chłopak, którego przyprowadził dyrektor wszedł do klasy. Przyjrzałam się mu lepiej, bo nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Uczniowie, pragnę wam przedstawić nowego kolegę z Polski, Łukasza – powiedział dyrektor.

środa, 3 lipca 2013

Prolog

Obudziłam się z myślą, że ten dzień na który czekałam odkąd zaczęłam kibicować mojemu klubowi z zachodniego Londynu wreszcie nadszedł. Dzień derbów Londynu pomiędzy Arsenalem a Chelsea.. Na meczach byłam wiele razy, lecz były to spotkania miejscowego klubu, gdy jeszcze mieszkałam w Polsce. Wiedziałam, że tego dnia nie zapomnę do końca życia. Nie myliłam się.
Wstałam opanowując emocje i zeszłam na dół na śniadanie. Najnormalniej w świecie zjadłam jajecznicę, umyłam zęby i ubrałam się. Była 10:00. Pozostało sześć godzin, jednak wiedziałam, że na stadionie muszę być wcześniej.
Na ten mecz miałam iść z moim osiemnastoletnim bratem, Kubą i kilkoma jego kumplami. Odkąd przeprowadziliśmy się do Londynu poznał wielu nowych przyjaciół. Ja jednak nie umiałam się zaprzyjaźnić z żadną angielską dziewczyną. Wszystkie w mojej szkole były wysokimi blondynkami, w pełnym makijażu. A ja? Byłam całkiem inna. Brunetka, w okularach, średniego wzrostu, szare oczy. Może dlatego nikt nie chciał się ze mną zadawać.
Zostało pięć godzin. Pomyślałam sobie, że zapytam Kubę z kim w ogóle mamy iść. Weszłam do jego jak zwykle zabałaganionego pokoju i zapytałam:
- Ile nas w końcu idzie na ten mecz? -
- Ja, ty, John, Mike i Marc – odpowiedział.
John był o rok starszy od Kuby. Wysoki blondyn z zielonymi oczami, czyli typowy Anglik. Mike był w moim wieku i nie był Anglikiem, był Amerykanem. Przyjechał z Phoenix. Przez pewien czas kochałam się w nim, jednak ma dziewczynę, z resztą z mojej klasy – Victorię. Marca znałam najmniej. Widziałam go tylko kilka razy jak przychodził do Kuby. Wysoki brunet, podobno  przyjechał z Hiszpanii.
- Okay, o której mam być gotowa? –
- O 14:00, muszę jeszcze pojechać po nich –
- Jak zwykle – odpowiedziałam i wyszłam.
Te trzy godziny ciągnęły się niemiłosiernie. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca, lecz w końcu nadeszła 14:00 i wyjechaliśmy po Johna, Mike’a i Marca. Zeszło nam o wiele dłużej niż się spodziewałam, bo Mike miał jakąś nową grę i koniecznie musiał ją pokazać Kubie i Johnowi. Gdy przyjechaliśmy na Stamford Bridge była 15:45 a my nie mogliśmy znaleźć miejsca do parkowania. Ustaliliśmy, że Kuba zaparkuje i przyjdzie a my mamy pójść na stadion.
Gdy wreszcie znaleźliśmy nasze miejsca już trwał mecz. Pierwsze czterdzieści pięć minut minęło zaskakująco szybko, nie padła żadna bramka. W przerwie Kuba, John i Mike poszli kupić coś do picia. Zostałam ja i siedzący obok mnie Marc. Cisza trwała aż nagle…
- Może poznalibyśmy się bliżej?– wypalił Marc.
Zamurowało mnie. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co powiedzieć. O co mu chodzi? Chce się zaprzyjaźnić czy oczekuje czegoś więcej? Nigdy nie traktowałam Marca jako kogoś w kim mogłabym się zakochać. Był tylko kolegą Kuby. Nagle zaczęłam sobie przypominać jak Marc, gdy przychodził do nas patrzył się na mnie, jak próbował zagadać.
- Co masz na myśli?– spróbowałam opanować emocje.
- Lubię cię. Bardzo cię lubię-

Popatrzyłam w jego niebieskozielone oczy, które zapamiętam na zawsze. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu zakochałam się. 

wtorek, 2 lipca 2013

Początek

Historia, która nigdy się nie wydarzyła.
I pewnie nigdy nie wydarzy.
Moja wyobraźnia nie ma granic.

Pierwszy rozdział wkrótce.