Obudziłam się z myślą, że ten dzień na który czekałam
odkąd zaczęłam kibicować mojemu klubowi z zachodniego Londynu wreszcie
nadszedł. Dzień derbów Londynu pomiędzy Arsenalem a Chelsea.. Na meczach byłam
wiele razy, lecz były to spotkania miejscowego klubu, gdy jeszcze mieszkałam w
Polsce. Wiedziałam, że tego dnia nie zapomnę do końca życia. Nie myliłam się.
Wstałam opanowując emocje i zeszłam na dół na śniadanie.
Najnormalniej w świecie zjadłam jajecznicę, umyłam zęby i ubrałam się. Była
10:00. Pozostało sześć godzin, jednak wiedziałam, że na stadionie muszę być
wcześniej.
Na ten mecz miałam iść z moim osiemnastoletnim bratem,
Kubą i kilkoma jego kumplami. Odkąd przeprowadziliśmy się do Londynu poznał
wielu nowych przyjaciół. Ja jednak nie umiałam się zaprzyjaźnić z żadną
angielską dziewczyną. Wszystkie w mojej szkole były wysokimi blondynkami, w
pełnym makijażu. A ja? Byłam całkiem inna. Brunetka, w okularach, średniego wzrostu,
szare oczy. Może dlatego nikt nie chciał się ze mną zadawać.
Zostało pięć godzin. Pomyślałam sobie, że zapytam Kubę z
kim w ogóle mamy iść. Weszłam do jego jak zwykle zabałaganionego pokoju i
zapytałam:
- Ile nas w końcu idzie na ten mecz? -
- Ja, ty, John, Mike i Marc – odpowiedział.
John był o rok starszy od Kuby. Wysoki blondyn z
zielonymi oczami, czyli typowy Anglik. Mike był w moim wieku i nie był
Anglikiem, był Amerykanem. Przyjechał z Phoenix. Przez pewien czas kochałam się
w nim, jednak ma dziewczynę, z resztą z mojej klasy – Victorię. Marca znałam
najmniej. Widziałam go tylko kilka razy jak przychodził do Kuby. Wysoki brunet,
podobno przyjechał z Hiszpanii.
- Okay, o której mam być gotowa? –
- O 14:00, muszę jeszcze pojechać po nich –
- Jak zwykle – odpowiedziałam i wyszłam.
Te trzy godziny ciągnęły się niemiłosiernie. Nie mogłam
sobie znaleźć miejsca, lecz w końcu nadeszła 14:00 i wyjechaliśmy po Johna,
Mike’a i Marca. Zeszło nam o wiele dłużej niż się spodziewałam, bo Mike miał
jakąś nową grę i koniecznie musiał ją pokazać Kubie i Johnowi. Gdy
przyjechaliśmy na Stamford Bridge była 15:45 a my nie mogliśmy znaleźć miejsca
do parkowania. Ustaliliśmy, że Kuba zaparkuje i przyjdzie a my mamy pójść na
stadion.
Gdy wreszcie znaleźliśmy nasze miejsca już trwał mecz. Pierwsze
czterdzieści pięć minut minęło zaskakująco szybko, nie padła żadna bramka. W
przerwie Kuba, John i Mike poszli kupić coś do picia. Zostałam ja i siedzący
obok mnie Marc. Cisza trwała aż nagle…
- Może poznalibyśmy się bliżej?– wypalił Marc.
Zamurowało mnie. Patrzyłam na niego i nie wiedziałam co
powiedzieć. O co mu chodzi? Chce się zaprzyjaźnić czy oczekuje czegoś więcej?
Nigdy nie traktowałam Marca jako kogoś w kim mogłabym się zakochać. Był tylko
kolegą Kuby. Nagle zaczęłam sobie przypominać jak Marc, gdy przychodził do nas
patrzył się na mnie, jak próbował zagadać.
- Co masz na myśli?– spróbowałam opanować emocje.
- Lubię cię. Bardzo cię lubię-
Popatrzyłam w jego niebieskozielone oczy, które zapamiętam
na zawsze. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy w życiu
zakochałam się.
Woow super ! czekam na dalsze rozdziały ! Masz talent :)
OdpowiedzUsuńSuper !!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne i zapowiada się ciekawie. Jeśli dalej będzie tak pisane jak teraz dodaję do ulubionych.
OdpowiedzUsuńZapraszam na historia-nikoli.blog.pl Liczę na rewanż.
Brzmi ciekawie muszę dowiedzieć się co dalej :)
OdpowiedzUsuńfajnie się zapowiada ;) czekam na dalszą część :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://zycie--trudne.blogspot.com/
Wow, ciekawie się zaczyna. Umiesz pisać! ;3 Czekam na następne rozdziały ^^
OdpowiedzUsuńzapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńZaczyna się super :) jestem ciekawa czy rozwiniesz jakoś wątek z piłką nożną ;) no nic, zabieram się za następny rozdział
OdpowiedzUsuń